piątek, 28 grudnia 2012

Jak żyć Panie premierze, jak żyć ?

Ci z was, którzy znają mnie prywatnie, stalkują mnie na facebook'u* bądź uważnie przeczytali podsumowanie Piotrka mogą kojarzyć cytat stanowiący tytuł dzisiejszego wpisu. Każdy uzależniony od planszówek wie, że tytułów jest sporo a czasu i/lub pieniędzy mało...
I tak i nie. Chciałbym dzisiaj spojrzeć na ten problem z paru różnych stron.

Zdarza mi się czasami**, że podróż do sklepu z grami pożre sporą część mojego miesięcznego budżetu. Duże pudło, plus koszulki na wszystkie karty, plus coś ładnego co wpadło mi po drodze oko - słyszę lamęt Królów Polskich w moim portfelu. Nie ocaleją z tej rzezi. Z drugiej strony, jestem w stanie to przeżyć ponieważ to uczciwa transakcja. Moje pieniądze za wasze planszówki.
Spójrzmy na pozostałe rzeczowniki w zdaniu "Tak dużo planszówek tak mało czasu i/lub pieniędzy". Czas i planszówki. Zajmijmy się tym.



Jak się zaczęła moja przygoda z graniem? Tak, jak dla wielu z was - nie miałem już czasu na RPG. Bywało też, że ciężko było zebrać ekipę. Planszówki stanowiące gotowy świat w pudełku, skracały ilość potrzebnego czasu o wszystkie zabiegi służące wykreowaniu atmosfery i "postawieniu świata" gotowego do gry. Nie trzeba tworzyć postaci, nie trzeba specjalnie znać uniwersum. Nie chodzi za mną na co wydam tego expa. Po jakimś jednak czasie zauważyłem, że pewne zmory RPG wytrzymały moją przesiadkę na nowe hobby i mają się bardzo dobrze. Owszem, może już nie myślę o tych punktach doświadczenia i rozwoju postaci ale muszę trochę jednak pogłówkować nad każdą recenzowaną grą a każdy tytuł, który nas wciągnie rodzi między nami rywalizację. Kto wygra więcej partii? Mam nadzieję że ja. Nie ukrywam, że są to zazwyczaj cięższe produkty, nad którymi nie raz trzeba nieźle przymóżdżyć. Godziny spędzane kiedyś na przeglądanie rozdziałów ze skillami oraz sprzętem zmieniły się w dni wertowania porad strategicznych na Boardgamegeek'u.... 


Druga zmora z czasów RPG, która przesiadła się na nową pasję to klasyczny problem czasu upływającego od zakupu gry do pierwszej partii. Pamiętam, że ilekroć chciałem bardzo zagrać w jakiś system musiałem go najpierw kupić, potem przeczytać, potem zarazić nim znajomych a potem... poprowadzić. Mimo, że oryginalnym bodźcem do zakupu tomów Cyberpunka 2020 była zwykła chęć zagrania poczciwym solosem grzejącym do wszystkiego z automatu, najpierw trzeba było się "pomęczyć" jako Mistrz Gry.
Szybko odkryłem, że z planszówkami dzieje się coś podobnego. W składzie mojej najbardziej podstawowej grupy graczy jest 5 osób. Każdy z nas regularnie kupuje nowe rzeczy. Jakby tego było mało, wydawcy dosyłają nam kolejne. Jakiś czas temu Piotrek policzył że mamy razem 22 nie ograne tytuły. Potem poszedłem do sklepu.W zakupione niedawno Fortress America zagram pewnie za miesiąc, może dwa... Kto zna to uczucie ręka do góry. 





Gdy udaję się do dobrze zaopatrzonego sklepu czuje się jak w składzie cukierków. Tyle fajnych rzeczy do kupienia... ej czekaj, to już mam. To też. To też. Tego nie, ale to ma Paweł. Tego nie mam ale nie chcę. 

Inną sprawą jest przykładowe pytanie: Ile można mieć gier "strategicznych" ? Wojsko łażące po planszy, jakieś sojusze, area control i jakieś specjalne karty dla każdego gracza. W tym momencie mam chyba 6 takich gier i dwie kolejne na celowniku. Staje przede mną pewien problem związany ze specjalizacją mojej małej kolekcji planszówek. Z jednej strony lubię takie planszówki ale drugiej... nie czuję się koneserem. Ile jeszcze kupię takich tytułów ? 
I tak ostatecznie będę mieć ochotę tylko na część z nich. Głównie dlatego, że to jedna i ta sama planszówka w różnych pudełkach! Jaki czas temu przeglądając sobie katalog mojego ukochanego FFG  i zorientowałem się, że mimo że jest tam sporo tytułów, ponad połowy mogłoby równie dobrze nie być. Na pewnym poziomie wiele z tych pozycji wydaje się być dokładnie tym samym pomysłem spakowanym w inne grafiki. Zorientowałem się również, że przestają mi się podobać gry, w których zbyt dużo do powiedzenia miał Corey Konieczka. Nie mam ochoty na przerabianie po raz trzeci czy piąty tego samego rozwiązania mechanicznego. Nie chcę, widzieć w meta-grze tego samego podejścia - potrzebne mi świeższe spojrzenie. Dlatego zakochałem się w Chaosie w Starym Świecie. A z dodatkiem to już w ogóle. 


Zbliżam się już do końca wpisu więc pora w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie - jak żyć, Panie premierze ? Otóż, parę tygodni temu dotarło do mnie, że generic'owy ranking Boardgamegeeka jest mi do niczego nie potrzebny. Porzuciłem go i przerzuciłem się na ranking gier tematycznych. Z zniesmaczeniem obserwuję brak Twilight Imperium na pierwszej pozycji ale dziewiąta to też niezły wynik. 
Z pomocą tego rankingu znalazłem parę perełek, które idealnie trafiają w moje gusta. Jednocześnie zdają się nie powielać znanych mi już rozwiązań mechanicznych. Na moich pułkach dalej królować będą tytuły cięższe i/lub o wyraźnie podkreślonym temacie, pełne negatywnej interakcji. Będą dobierane jednak nieco mądrzej. Mniej znane i zszyte na miarę moich potrzeb. Nieszczęśliwie tego typu produkty trzeba sprowadzać na zamówienie. Znaczy się, że są droższe. Budowanie kolekcji poza "mainstreamem" tego co dostępne na polskim rynku stuknie mnie po kieszeni. Da mi też sporo satysfakcji... z nabycia umiejętności żywienia się energią (jedzenie jest takie drogie i niepraktyczne ). Jak żyć, Panie Premierze ? Jak żyć ?

* pfff, jeszcze czego ;)
** prawie zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz