niedziela, 30 grudnia 2012

O programie, o oczekiwaniach na nowy rok. Postanowienia noworoczne.



Kończymy pierwszy rok naszego programu. Wydaje mi się, że pod pewnymi względami odnieśliśmy sukces. Recenzje się podobają, sporo ludzi je ogląda. Poznaliśmy masę sympatycznych osób. Współpracujemy z ciekawymi firmami i osobami. Pod względem technicznym jest jeszcze dużo rzeczy do poprawki, choć generalnie rzecz biorąc są to raczej „pierdoły”.

Jeśli jestem z czegoś niezadowolony to :
     
    1. ze statystyk programu – mogłyby być trochę lepsze (Youtube). Ale z drugiej strony, rynek nie jest duży (dopiero, powoli, się powiększa), a konkurencji jest sporo. Mamy jeszcze trzy inne warte uwagi programy.

    2. z częstotliwości wypuszczania odcinków, ale przy tym jaką jakość merytoryczną i techniczną chcemy utrzymać, szybciej się po prostu nie wyrobimy.

   3. kolejki gier jaka nam się stworzyła. Dostajemy sporo tytułów, sporo mamy już ogranych, rozpisanych i przygotowanych do nagrania. Jednak to ile jesteśmy w stanie nagrać, plus wypadki losowe, spowodowały pewne problemy na „zapleczu”. Wszystkich, którzy są niezadowoleni z tego faktu w tym miejscu chciałem przeprosić. Nie jest to lekceważenie z naszej strony. Zaległości zostaną wyrównane, a gry ocenione, jak zwykle, porządnie.
 

Jakie plany na przyszłość? 

Na pewno pojawi się wiele gier Portalu. Będą też nowości z Barda (i jak się uda to od Rebela  ). Będą lepsze grafiki, będą bardziej dopracowane recenzje. Będzie trochę konkursów  (jeden duży zaraz po nowym roku – 3 gry do wygrania! ).

Marzenia?
 
Pierwsze 100 tysięcy, potem pierwszy milion!

Prywatnie:
chciałbym gdzieś tam na swojej planszówkowej drodze w tym roku napotkać Bitwy Westeros, Cywilizację Sid’a Meiera i Race for the Galaxy (no i oczywiście Star Wars: the Card Game). Postanowieniem noworocznym jest też rozegranie wielu partii w Tide of Iron i GoT: Card Game (TI oczywiście też). Co z tego będzie? Zobaczymy!



                             A jakie są wasze planszówkowe postanowienia noworoczne ?

piątek, 28 grudnia 2012

Jak żyć Panie premierze, jak żyć ?

Ci z was, którzy znają mnie prywatnie, stalkują mnie na facebook'u* bądź uważnie przeczytali podsumowanie Piotrka mogą kojarzyć cytat stanowiący tytuł dzisiejszego wpisu. Każdy uzależniony od planszówek wie, że tytułów jest sporo a czasu i/lub pieniędzy mało...
I tak i nie. Chciałbym dzisiaj spojrzeć na ten problem z paru różnych stron.

Zdarza mi się czasami**, że podróż do sklepu z grami pożre sporą część mojego miesięcznego budżetu. Duże pudło, plus koszulki na wszystkie karty, plus coś ładnego co wpadło mi po drodze oko - słyszę lamęt Królów Polskich w moim portfelu. Nie ocaleją z tej rzezi. Z drugiej strony, jestem w stanie to przeżyć ponieważ to uczciwa transakcja. Moje pieniądze za wasze planszówki.
Spójrzmy na pozostałe rzeczowniki w zdaniu "Tak dużo planszówek tak mało czasu i/lub pieniędzy". Czas i planszówki. Zajmijmy się tym.



Jak się zaczęła moja przygoda z graniem? Tak, jak dla wielu z was - nie miałem już czasu na RPG. Bywało też, że ciężko było zebrać ekipę. Planszówki stanowiące gotowy świat w pudełku, skracały ilość potrzebnego czasu o wszystkie zabiegi służące wykreowaniu atmosfery i "postawieniu świata" gotowego do gry. Nie trzeba tworzyć postaci, nie trzeba specjalnie znać uniwersum. Nie chodzi za mną na co wydam tego expa. Po jakimś jednak czasie zauważyłem, że pewne zmory RPG wytrzymały moją przesiadkę na nowe hobby i mają się bardzo dobrze. Owszem, może już nie myślę o tych punktach doświadczenia i rozwoju postaci ale muszę trochę jednak pogłówkować nad każdą recenzowaną grą a każdy tytuł, który nas wciągnie rodzi między nami rywalizację. Kto wygra więcej partii? Mam nadzieję że ja. Nie ukrywam, że są to zazwyczaj cięższe produkty, nad którymi nie raz trzeba nieźle przymóżdżyć. Godziny spędzane kiedyś na przeglądanie rozdziałów ze skillami oraz sprzętem zmieniły się w dni wertowania porad strategicznych na Boardgamegeek'u.... 


Druga zmora z czasów RPG, która przesiadła się na nową pasję to klasyczny problem czasu upływającego od zakupu gry do pierwszej partii. Pamiętam, że ilekroć chciałem bardzo zagrać w jakiś system musiałem go najpierw kupić, potem przeczytać, potem zarazić nim znajomych a potem... poprowadzić. Mimo, że oryginalnym bodźcem do zakupu tomów Cyberpunka 2020 była zwykła chęć zagrania poczciwym solosem grzejącym do wszystkiego z automatu, najpierw trzeba było się "pomęczyć" jako Mistrz Gry.
Szybko odkryłem, że z planszówkami dzieje się coś podobnego. W składzie mojej najbardziej podstawowej grupy graczy jest 5 osób. Każdy z nas regularnie kupuje nowe rzeczy. Jakby tego było mało, wydawcy dosyłają nam kolejne. Jakiś czas temu Piotrek policzył że mamy razem 22 nie ograne tytuły. Potem poszedłem do sklepu.W zakupione niedawno Fortress America zagram pewnie za miesiąc, może dwa... Kto zna to uczucie ręka do góry. 





Gdy udaję się do dobrze zaopatrzonego sklepu czuje się jak w składzie cukierków. Tyle fajnych rzeczy do kupienia... ej czekaj, to już mam. To też. To też. Tego nie, ale to ma Paweł. Tego nie mam ale nie chcę. 

Inną sprawą jest przykładowe pytanie: Ile można mieć gier "strategicznych" ? Wojsko łażące po planszy, jakieś sojusze, area control i jakieś specjalne karty dla każdego gracza. W tym momencie mam chyba 6 takich gier i dwie kolejne na celowniku. Staje przede mną pewien problem związany ze specjalizacją mojej małej kolekcji planszówek. Z jednej strony lubię takie planszówki ale drugiej... nie czuję się koneserem. Ile jeszcze kupię takich tytułów ? 
I tak ostatecznie będę mieć ochotę tylko na część z nich. Głównie dlatego, że to jedna i ta sama planszówka w różnych pudełkach! Jaki czas temu przeglądając sobie katalog mojego ukochanego FFG  i zorientowałem się, że mimo że jest tam sporo tytułów, ponad połowy mogłoby równie dobrze nie być. Na pewnym poziomie wiele z tych pozycji wydaje się być dokładnie tym samym pomysłem spakowanym w inne grafiki. Zorientowałem się również, że przestają mi się podobać gry, w których zbyt dużo do powiedzenia miał Corey Konieczka. Nie mam ochoty na przerabianie po raz trzeci czy piąty tego samego rozwiązania mechanicznego. Nie chcę, widzieć w meta-grze tego samego podejścia - potrzebne mi świeższe spojrzenie. Dlatego zakochałem się w Chaosie w Starym Świecie. A z dodatkiem to już w ogóle. 


Zbliżam się już do końca wpisu więc pora w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie - jak żyć, Panie premierze ? Otóż, parę tygodni temu dotarło do mnie, że generic'owy ranking Boardgamegeeka jest mi do niczego nie potrzebny. Porzuciłem go i przerzuciłem się na ranking gier tematycznych. Z zniesmaczeniem obserwuję brak Twilight Imperium na pierwszej pozycji ale dziewiąta to też niezły wynik. 
Z pomocą tego rankingu znalazłem parę perełek, które idealnie trafiają w moje gusta. Jednocześnie zdają się nie powielać znanych mi już rozwiązań mechanicznych. Na moich pułkach dalej królować będą tytuły cięższe i/lub o wyraźnie podkreślonym temacie, pełne negatywnej interakcji. Będą dobierane jednak nieco mądrzej. Mniej znane i zszyte na miarę moich potrzeb. Nieszczęśliwie tego typu produkty trzeba sprowadzać na zamówienie. Znaczy się, że są droższe. Budowanie kolekcji poza "mainstreamem" tego co dostępne na polskim rynku stuknie mnie po kieszeni. Da mi też sporo satysfakcji... z nabycia umiejętności żywienia się energią (jedzenie jest takie drogie i niepraktyczne ). Jak żyć, Panie Premierze ? Jak żyć ?

* pfff, jeszcze czego ;)
** prawie zawsze.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Podsumowanie roku 2012 - Piotrek



Zbliżający się szybko koniec roku jak zwykle nastraja do pisania podsumowań. Jacek już opublikował swoje, teraz czas na mnie.
Z góry warto zaznaczyć, że tekst, chcąc nie chcąc, będzie pisany nie tylko z perspektywy gracza, ale również recenzenta. Po roku działalności programu czasami trudno oddzielić od siebie te dwie sfery. Nawet grając dla przyjemności nie sposób oprzeć się „skrzywieniu” i analizowaniu kolejnych partii i tytułów.

Gry roku
Jacek napisał o kilku tegorocznych premierach. Ja natomiast chciałem podzielić z Wami tytułami, w które bardzo chętnie w 2012 roku grałem i do których na pewno będę ciągle wracał.

Jak wiecie, w naszej redakcji panuje kult Twilight Imperium. Niewątpliwie jest to gra kompletna, klejnot w koronie nie tylko Fantasy Flight Games, Christiana T. Petersena, ale również obiekt westchnień wielu graczy. Można jej nie lubić, ale należy docenić elegancję zastosowanych rozwiązań, dopracowanie zasad i rozmach. Jak wszyscy wiecie, jedyną jej wadą jest to, że gra się miliard godzin. Dlatego też rzadko gości na naszym stole. 

W grudniu 2011 Christian T. Petersen zafundował mi wyborny prezent gwiazdkowy. Gra o Tron 2ed (fot. źródło: galakta.pl). Jestem wielkim fanem powieści, nałogowo oglądam serial. Tak więc ten tytuł musiał pojawić się na liście świątecznych zakupów. Tutaj wypada się przyznać, że nie grałem w pierwszą edycję, nie był to jeszcze czas tak wielkiej fascynacji planszówkami. Tym bardziej ostrzyłem sobie zęby.
Gra o Tron 2 ed. to miłość od pierwszego wejrzenia. Do tej pory rozegrałem już bardzo wiele partii i żadna z nich nie była nudna, żadna mnie nie zawiodła, mimo, że w przeważającej większości odchodziłem od stołu pokonany. W grach strategicznych dawno przestałem myśleć w kategoriach „chęci zwycięstwa za wszelką cenę”. Staram się bardziej skupić na tym, żeby grać elegancko, finezyjnie, ciekawie. Mówiąc wprost: tak, żeby grać w sposób niekonwencjonalny, nowy. Gra o Tron daje tą możliwość. Jest regrywalna, pozwala zastosować co rusz inne strategie, inne podstępy, inne drogi do zwycięstwa. Wiem, że nie każdemu z Was się podoba, wiem, że ma wiele wad. Mimo tego, zawsze jestem zadowolony jeśli ktoś chce w nią grać.


Wraz z wiosennymi porządkami trafiłem na nowy, ciekawy tytuł ze stajni Fantasy Flight Games. Posiadłość szaleństwa (fot. źródło: galakta.pl) flirtowała ze mną parę miesięcy zanim uległem jej czarowi. Patrzyła na mnie nieśmiało z półki sklepowej, puszczała do mnie oko w każdej kolejnej recenzji. Tak więc, po raz kolejny wyciągnąłem pieniądze z portfela i z ciężkim sercem kupiłem Mansions of Madness. 
Do gier kooperacyjnych mam ambiwalentny stosunek. Z jednej strony fajnie jest od czasu do czasu pograć razem ze znajomymi, bardziej na luzie. Spróbować pokonać system. Jednak klasyczna gra kooperacyjna w postaci Arkham Horror mnie nudzi. Interakcja z grą nie jest tak zabawna. Chyba dlatego zostałem przyciągnięty przez Posiadłość. Może też dlatego, że bardzo długo byłem RPGowcem. Corey Konieczka pokazał mi nowy świat i nowe możliwości. Gra dostarcza sporo zabawy, nie jest prosta i co najważniejsze- zawsze masz większą radość wygranej – jeśli wygrałeś to znaczy, że dołożyłeś swojemu kumplowi/kumplom/koleżance/koleżankom. A chyba o tę radość chodzi. Jest ona nieodłącznym elementem naszego hobby. I nie jest to ta niezdrowa rywalizacja.
Poza tym świat Lovecrafta posiada pewną trudno uchwytną magię, subtelność. Przyciąga
i przeraża jednocześnie. Niewątpliwie klimat jest ogromnym plusem tej gry.
Jeśli jesteśmy już przy grach kooperacyjnych to warto wspomnieć jeszcze o dwóch tytułach. Gears of War i Robinson Crusoe: Adventure on the cursed Island. O „Gearsach” nie będę się rozpisywał, gdyż mnie zawiodły. Zawiódł mnie też Corey Konieczka, który powielił rozwiązania zastosowane w Posiadłości szaleństwa.


Robinson Crusoe: Adventure on the cursed Island (fot. źródło: wydawnictwoportal.pl) to zupełnie inna historia. Zagrałem w nią dziesięć razy (sam, z dziewczyną, ze znajomymi). Nie rozegrałem jeszcze wszystkich scenariuszy. Więcej razy przegrałem niż wygrałem. Robinson mnie wkurza. Mam do niego trzy strony a4 uwag (które pewnie usłyszycie prędzej czy później w programie). Mimo to dałem tej grze 10 na BGG. (pomijam tu fakt, że była to chyba najbardziej oczekiwana polska premiera tego roku, a nawet jedna z gorętszych na świecie).
Dlaczego ? Może to chwilowa fascynacja i zauroczenie, ale po prostu chcę do niej wracać
i rozgrywać scenariusze na nowo. Jeśli to potraktować jako wyznacznik tego czy gra jest dobra, dostaje ona 10/10 w ciemno. W obiektywnej skali będzie to pewnie około 8. Po drugie Robinson Crusoe wprowadza nową jakość do gier kooperacyjnych. Nie jest to może zapowiadana przez Ignacego Trzewiczka rewolucja, ale widać świeżość. Z pewnością nie jest też najlepszą grą kooperacyjną w historii gier planszowych. Ma jednak ciekawą mechanikę, mądre rozwiązania. Pozwala graczom przeżywać przygody, cieszyć się sukcesami i martwić niepowodzeniami. Moim zdaniem dość dobrze symuluje dramatyczną sytuację rozbitków wprowadzając coś, co nazwałem „szaleńczą pogonią”. Scenariusze mają stosunkowo mało rund, wszystko jest potrzebne na wczoraj, wszystko trzeba zrobić, nie ma chwili na wytchnienie. Gra ma dobrą dynamikę.  Po trzecie, Robinson wzbudza złość. Porządną sportową złość. Podstawowy poziom trudności jest wysoki (można go na szczęście modyfikować) i zmusza do myślenia. Jeden błąd może kosztować przegraną. Musicie się czasami wspiąć na wyżyny. Zdarza się, że i to nie wystarczy. Gra się nie nudzi – zawsze jest coś do zrobienia, zawsze macie jakiś problem do rozwiązania. Chcecie do niej wracać i pokazać tej głupiej planszy – potrafimy z Tobą wygrać!


Jako gracz staram się być elastyczny w swoich upodobaniach. Z drugiej strony mamy Jacka, który jest strasznie uparty. Ma swoje miłości i swoje gatunki poza które najchętniej nie wyściubiałby nosa. Mimo to mam nadzieję, że go przekonam do Robinsona. Nie przepada też za grami familijnymi. Mnie jednak w tym roku przypadł do gustu klasyk: Wsiąść do Pociągu: Europa. (fot. źródło: daysofwander.com) Nie warto wiele pisać, gdyż wszyscy grę znają i kochają.
Uważam, że przerwa pomiędzy jedną ciężką strategią, a drugą jeszcze bardziej niszczącą mózg jest potrzebna. Gry familijne są potrzebne. Nie tylko Niemcom. Są potrzebne wszystkim nam, którzy mamy znajomych krzywo patrzących na Twilight Imperium. Zamiast rzucać w nich, na początku planszówkowej podróży, 10 kilowym pudłem możemy pokazać prostą grę o budowie połączeń kolejowych. Niech pograją. Jak im się spodoba, to nagle zainteresuje ich i to wielkie pudło na szafce.


Ostatnią grą, która mnie poważnie zainteresowała w tym roku jest X-wing: gra figurkowa. (fot. źródło: galakta.pl) Jak tylko usłyszałem o niej pierwsze wzmianki już wiedziałem, że będzie moja. Wynika to z prostego faktu. Nie ma wielu dobrych gier w uniwersum Star Wars (DLACZEGO?!?!?!), a ja jestem „star warsowym ćpunem”.
Grając w X-winga, recenzując go natrafiliśmy na pewien problem. Gra może być nudna. To poważna wada. Pierwsze kilka partii ciężko się dobrze wczuć w symulację lotu, ciężko dobrze przewidzieć o ile i w którą stronę polecieć. Zdarzy się, że często będziecie się mijać z przeciwnikiem nie oddając strzałów. Kości trafień i obrony dodatkowo będą Was dobijać pokazując, że żaden z was  Luke Skywalkier czy Wedge Anitlles (no ewentualnie Soontrir Fel czy Darth Vader), a zwyczajny żółtodziób, który nie może w nic trafić!  Dla mnie ten problem nie istnieje (jak wyżej - ćpun), ale wielu może to od gry odrzucać. Ostatecznie lepiej najpierw w nią pograć zanim wyciągniecie z kieszeni tę niemałą kwotę pieniędzy.
Gra o Tron, Posiadłość szaleństwa, X-wing, Robinson, Wsiąść do Pociagu: Europa- to gry, które Wam serdecznie polecam. Mam świadomość, że planszówek jest setki, tych dobrych może dziesiątki i warto mieć każdą. Ale porządnie zastanówcie się zanim dokonacie zakupu! Jak to powiedział ostatnio Jacek: „Tak wiele planszówek i tak mało czasu. Jak żyć, panie Premierze, jak żyć?!”.


Zawód roku – Tide of Iron
Kupiłem Tide of Iron (fot. źródło: fantasyflightgames.com) w dużej promocji. Właściwie przeżywałem takie samo zauroczenie jak w przypadku Mansions of Madness. Jednak stało się zawodem roku. Dlaczego ? Z prostego powodu: nie przetrwałem instrukcji. Ja wiem, że FFG robi długie i szczegółowe instrukcje, ale 47 stron ? To lekka przesada. Tak więc gra czeka na lepsze czasy…
Do tego dorzucę jeszcze Racial Wars: Lot nad pustynią i Władcę Areny. Są to bardzo dobre gry, ale nie odniosły sukcesu. Szkoda. Mam nadzieję, że w następnym roku będzie im lepiej szło!


Szaleństwo roku – Kolejka
Nie mam pojęcia dlaczego ta gra odnosi taki sukces, jeśli ktoś może mi to w przystępny sposób wyjaśnić to chętnie wysłucham. (fot. źródło: ipn.gov.pl)



Internet
Na szczęście w sieci pojawia się coraz więcej informacji, recenzji, opinii i opisów gier planszowych. Popularyzacja hobby bardzo mnie cieszy. Sam mam parę swoich ulubionych miejsc,
w które zaglądam. Są to Table Top, Board Times i strona Świata gier planszowych.
Table Top pokazało światu czym są gry planszowe. Pokazało też jak fajnie się przy nich spędza czas i jak zrobić dobry program o planszówkach. Oczywiście swoją popularność głównie zawdzięcza znanym gościom i prowadzącemu. Mimo to na plus można im zapisać działalność popularyzatorską. Od czasu do czasu pokażą też ciekawą grę (np. Last Night on Earth) – więc nie ma co narzekać.
Board Time to serwis, który również odkryłem w tym roku. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się rozwijają i wnoszą świeżość do tego planszówkowego kociołka.

Boardgames factory
Minął już lekko ponad rok odkąd zaczęliśmy wydawać program. Wiele rzeczy w tym czasie się zmieniło. Wiele się nauczyliśmy i wiele też spapraliśmy. Podejrzewam, że naszym głównym grzechem jest zbyt długa kolejka gier, która mamy do nakręcenia. Ale i z tym damy sobie radę. Ważne, żeby widz był zadowolony z efektu (a ten jeszcze trochę „podrasujemy” w nowym roku).
Czy miniony rok BGF uważam za sukces? Tak, ale jest to umiarkowany sukces. W 2013 roku zrobimy wszystko, żeby było lepiej!

Zostańcie z nami w 2013 roku ! 


Rok 2012 - podsumowanie Jacka.

Rok skończy się już za parę dni pora więc chyba na jakieś małe podsumowanie. W 2012 zarówno jako recenzenta jak i gracza spotkało mnie wiele dobrego. Zanim wymienimy kalendarze pragnę jeszcze raz szybko powspominać co mnie / nas / was spotkało wyróżniając istotne dla mnie sprawy. Z pewnością pominę mnóstwo rzeczy, które wam wydawały się interesujące, bądź były wyjątkowo głośnymi wydarzeniami. Z drugiej jednak strony, mam nadzieję, że pokaże podejście do gier planszowych, którego jak mi się wydaje, nieco brakuje w "polskim dyskursie planszówkowym" ;)

Premiery 

Minęły już czasy gdy Polska była krajem trzeciego świata. Obecnie trafiają do nas bez problemu wszystkie duże hity z całego globu. Gorzej jest oczywiście z grami niszowymi ale te i tak mają problem żeby zaistnieć nawet u siebie na podwórku więc zrozumiałym jest, że dostać się do nas też nie łatwo.


Dla mnie najważniejszą premierą roku był oczywiście Rex: Final Days of an Empire. Długo już czułem głód kolejnych produktów osadzonych w uniwersum TI a ten produkt miał dodatkowo stanowić remake/redesign owianej kultem Diuny, w którą nigdy nie było mi dane zagrać. Gdy tylko zobaczyłem, tą grę na półce od razu sięgnąłem po pieniądze. Nie był to wydatek, którego bym żałował.

Władca Areny to kolejna cudowna premiera tego roku. Polska gra, wydana własnym sumptem. Pełna przemocy, obdarzona bezkompromisową mechaniką żywcem wyrwaną z jakiegoś starego eRPeGa. Mimo mojej wielkiej miłości do tego tytułu i skromnej pomocy jaką zaoferowaliśmy Sebastianowi gra nie wylądowała pod każdą Polską strzechą. Z drugiej jednak strony autor nie narzeka na sprzedaż, a moi liczni znajomi wciąż dopytują się o grę. Źle chyba nie jest - da się zrobić w naszym kraju "niezależną" planszówkę.

Najbardziej oczekiwaną premierą tego roku był Robinson Wydawnictwa Portal. O tej grze być może więcej napisze wam Piotrek w swojej części podsumowania. Mimo, że gra nawiedziła już naszą redakcję, jeszcze nie udało mi się w nią zagrać. Nie dałem też wiary zapowiedziom autora, że to będzie pierwszy fajny co-op, który spodoba się nawet tak zagorzałym zwolennikom negatywnej interakcji jak ja. Po świętach znajdę trochę czasu i przekonam się czy to prawda. Bez względu na mój prywatny stosunek do  Robinsona trzeba przyznać że chyba jeszcze nie było Polskiej planszówki, na którą świat czekałby w takim napięciu. Zaraz po wydaniu międzynarodowe licencje zostały szybciutko wyprzedane. Robinson to poważny omen każący spodziewać się, że nasze rodzime gry w nadchodzących latach zdominują planetę ;)

Smutek

W tym roku obyło się chyba bez większych tragedii. Jedyne co przychodzi mi na myśl to premiera Racial Wars, która nie odbiła się odpowiednim echem. Ta naprawdę świetna karcianka zasługuje na sukces. To produkt wysokiej jakości o bardzo fajnych zasadach (pomijając wtopę z brakiem odpowiedniego FAQ podczas premiery). Miejmy nadzieję że w przyszlym roku  gliwickie wydawnictwo Pentakl przypomni o sobie.

Internet

W internecie coraz więcej słychać o planszówkach. 2012 przyniósł mnóstwo fajnych nowych inicjatyw umilających życie graczom.

W kwietniu wystartował TableTop prowadzony przez Willa Wheatona. Program o naszym hobby o niespotykanej dotąd oglądalności ! Oczywiście jest to w dużej mierze zasługą postaci hosta, znanego z występów w Star Treku: Następne Pokolenie oraz wyjątkowo popularnej Big Bang Theory (a także wielu innych filmów/inicjatyw). Mimo doboru średnio interesujących mnie gier chętnie oglądam czasem program dla samych żartów.

"300 gier w rok" to encyklopedyczny cykl rozpoczęty co prawda jeszcze pod koniec 2011 roku lecz toczący się głównie ,w odchodzącym 2012. Uiek, na swoim blogu konsekwentnie ogrywał kolejne tytuły, sięgając po produkty z najróżniejszy lat, państwa oraz gatunków. Jest to niewątpliwie blog który nauczyl mnie troszkę pokory - autor ma wyjątkową, liczną i różnorodną kolekcję. Mam nadzieję, że projekt ten zostanie w jakiś sposób rozwijany nawet po rozegraniu trzysetnej partii.

Nadzieje

W pięknym Krakowie nad Wisłą, gdzie mieści się nasza siedziba mieszka pewien autor gier planszowych. Nie jest to postać tak znana jak Trzewik mimo, że jego gry również bez problemu zyskują licencjobiorców za granicą oraz zbierają pozytywne recenzje. Mam tu na myśli Rafała Cywickiego. W moich oczach Rafał, jest nadzieją tego hobby i to nie tylko na naszym wciąż wschodzącym rynku ale w ogóle - historiozoficznie. Wynika to z unikalnego sposobu w jaki patrzy na meta grę oraz konstruuje swoje planszówki. Moją wielką nadzieją i życzeniem jest, że wyrwie się ponad elegancki minimalizm i stanie się autorem wszechstronnym. Ciekawym jest, że w wyniku moich zachwytów na swoją osobą Rafał już jakiś czas temu przestał mi odpisywać na facebooku ;) 

Oświecenie

Całkiem niedawno deklarowałem, że zagraniczne tytuły tłumaczone na język polski są do dupy i że ja ich nie będę kupował. Wolę zapłacić więcej i mieć wszystko w oryginale. Jakiś czas temu, wydawnictwo Galakta sprezentowało nam Chaos w Starym Świecie. Jedna partia wystarczyła, żebym wyszedł z nikomu niepotrzebnej ortodoksji w tej dziedzinie. Nie wszystkie tłumaczenia są genialne, ale nie wszystkie są do dupy. Tuż przed świętami kupiłem Rogatego Szczura - dodatek. Genialna gra pozostaje genialna bez względu na wersję językową. Zauważyłem również, że łatwiej mi w Krakowie znaleźć graczy mówiących i czytających płynnie po polsku niż po angielsku. No kto by pomyślał ;)


Boardgames Factory

Przyjemnie było kręcić ten program cały rok. Mimo nowego projektu jaki ostatni odciągnął mnie od planszy (hardriff.pl) chętnie przyjeżdżam na nagrania programu. Niebywale satysfakcjonującym było poznać wielu autorów, wydawców oraz kolejne tytuły. Cieszy mnie ciągły wzrost oglądalności naszego programu i kolejne partie świetnych gier. Fajnie że się wam nie znudzilismy ;) Gorąco również pozdrawiam, wszystkich widzów, których udało mi się spotkać osobiście przy różnych okazjach np. na krakowskim koncercie Morbid Angel.
Naprawdę jara mnie to, że ludzie wciąż oglądają nawet nasze najstarsze odcinki i... pod ich wpływem kupują Twilight Imperium ze wszystkimi dodatkami.

Zostańcie z nami w 2013 roku ! 

10 grzechów producentów i autorów gier planszowych.

(oryginalnie opublikowane przez Jacka na boardgamegeek: 16 lipiec 2012) 

Siedzimy sobie ostatnio z Piotrem i chłopakami przy grze. Siedzimy, siedzimy. Recenzujemy, recenzujemy noi kręcimy nosami, to krzywo, tamo źle. Czemu ten mechanizm nie działa ? Ja bym zrobił inaczej. W przypływie recenzenckiego gniewu wzbiłem się na wyższy poziom ekspresji i zacząłem po grach planszowych jako takich, brzydko mówiąc - jechać. Piotr stwierdził, że jest to dobry pomysł na wpis na bloga więc oto jest... 10 grzechów (niekoniecznie głównych) szeroko rozumianych Twórców (autorów i producentów/wydawców) gier planszowych.

1. W grę da się zagrać dopiero po przeczytaniu FAQ/nowej wersji instrukcji

Dostaliśmy w łapy jakiś czas temu grę Warriors and Traders (już wkrótce recenzja). Graliśmy w nią, katowaliśmy godzinami - nudząc się przy tym okropnie. Z niedowierzaniem patrzyliśmy na wszystkie wpisy na BGG oceniające tą grę bardzo wysoko. Jak to jest możliwe ? Czy my czegoś nie zauważyliśmy ? - dopytywał się Piotr (nasz sekretarz). Ja byłem już zły i znudzony więc zaproponowałem żeby grę porazić naszym recenzeckim piorunem, bo widać większość graczy na ziemi ma beznadziejny gust a na półeczce obok już stygnie nowiusieńki Rex: Final Days of an empire - śwież wyjęty z folii. Piotr nie dał się przekonać i grzebał dalej w BGG. Noi wygrzebał. Okazało się, że producent w lutym bierzącego roku wypuścił FAQ i nową wersję instrukcji. Jakieś pół roku po premierze ale jednak. Z zdumieniem czytalismy nowiny jakie tam znaleźliśmy - mnóstwo naszych pomysłów na uzdrowienie gry było obecne w nowej wersji instrukcji. Oniemieliśmy. Wyniki playtestów poszły do kosza. Zaczęliśmy grać od nowa... w inną grę. W&T z nową instrukcją i FAQ to inna gra. O wiele mniej nudna :) Nie można było od razu dobrze ?

2. Ta sama gra... w innym pudełku!


Osadnicy z Catanu. Cokolwiek z Catanu. Star Trek: Catan. Catan 3d. Starship Catan. Można wymieniać w nieskończoność z Catanu. Noi jeszcze dodatki (też z Catanu). Z grubsza ta sama gra w miliardzie różnych edycji. Ja owszem rozumiem, że to są pieniążki spływające wartkim strumieniem do Autora i Wydawnictwa ale z drugiej strony postrzegam to też jako niemoc twórczą i lenistwo. Czy świat potrzebuje dwóch stron wyników wyszukiwania na BGG po wpisaniu słowa Catan ? Świat, może jeszcze potrzebuje - ja nie.

3. Można spać podczas gry.

Są gry tak lekkie, że spokojnie można wydać mózgowi polecenie aby zapadł w śpiączkę a w międzyczasie pamięć mięśniowa z odrobiną szczęścia dadzą sobie radę. Dla mnie taką grą jest znany i lubiany Dixit. Grając w nią ostatnio na Tarnowskim konwencie Imagicon dowiedziałem się, że ponoć jest to gra którą stosuje się w terapii autyzmu. Pomyślałem, że może farmakologiczne zwiększenie poziomu mojego autyzmu pomogło by mi pobudzić do działania szare komórki. Innymi słowy - są gry tak lekkie, że mój mózg nie zauważa, że gra.


4. Zrobimy to co ma konkurencja.


Dominion ? DECKBUILDING!!! Wszyscy robimy deck building! Innymi słowy nie zawsze jest dobrze (a często jest źle) gdy wydawnictwo idzie za trendem - czy to w mechanice czy to tematycznym. Ten medal ma dwie strony bo czasami w ramach eksploatacji trendu będącego na topie znajdziemy dla siebie jakąś perełkę, ale z drugiej strony mało kto jest koneserem wyłącznie jednej mechaniki czy wyłącznie jednej tematyki gier. Warto, też zaznaczyć, że pod wpływem podążania za trendem dzieją się z grami interesujące rzeczy. Np. Pod wpływem sukcesu IPeNowskiej "Kolejki" na polski rynek zostało ściągnięte i przetłumaczone "The Great Wall of China" - nazwa ta, jak wszyscy wiedzą po Polsku znaczy "Pan Tu nie stał!".

5. W tej grze brakuje Cthulhu.


Lubię prozę Lovecrafta. Nie kocham ale lubię. Nienawidzę za to osoby, która odkryła, że jeśli do dowolnego produktu dodamy Mity Cthulhu to będzie się to dało sprzedać. Mamy więc: Przynajmniej dwie gry o detektywach, jedną o dziewczętach w wieku licealnym (? gimnazjalnym?), wyścigi samochodowe, ciężką grę strategiczną o zarządzaniu kultem, karciankę CCG, grę kościaną i osobną odmianę Munchkina (ciekawe kiedy będzie Munchkin Of Catan swoją drogą ?).

6. Łączenie targetów.

Zróbmy grę dobrą dla wszystkich ! Eclipse. Europejskie latanie po kosmosie wciskane ludziom jako Twilight Imperium Lite. Zgarnąć kasę od fanów amerykańskich ciężarów i europejskiego drewna. Wiem, że na BGG to jest w top 10 ale nie jest to pomysł aż tak cudowny jak się niektórym wydaje. Nie jest też tak zły jak może sugerować moja wypowiedź :)


7. Wszystkie fajne zasady są w dodatku.

To jest akurat kwestia gustu ale nie raz widziałem grę, która zyskuje podejrzanie wiele dopiero po kupieniu dodatku. Moje kochane TI zalicza się do tej kategorii.Bbędzie się do niej już wkrótce zaliczać... Alcatraz. Widziałem prototyp dodatku do tej gry i muszę wam powiedzieć, że jest on PETARDĄ. Zwykła gra nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, była sprytna ale jedna przeciętnie zabawna. Wszystkie fajne zasady, znajdziecie w nadchodzącym dodatku ;>

8. Ślicznie wydana beznadziejna gra lub brzydko wydana świetna gra.

Mam trochę takich potworków zamkniętych w szafie. Skąd się to bierze ? Z bardzo proste zależności ilościowej. Otóż, dobrych designerów gier jest o wiele mniej niż dobrych grafików :). Jako przykłady wskażę, nudną grę Nostra City, która ma śliczne ilustracje ale przy tym jest zdecydowanie za krótka (na to żeby coś zaczęło się dziać) i do tego nudna. Z drugiej strony barykady stoi np. pierwsza edycja Neuroshimy Hex, która z perspektywy czasu jest naprawdę brzydka a jest to gra, za którą Oraczowi winni przyspawać koronę do czoła na stałe :)

9. Punkty zwycięstwa są dobre na wszystko.

Nie są. Ktoś wpadł na ten pomysł dawno temu i stosunkowo rzadko widuję gry gdzie zwycięstwo jest "objective oriented" (oparte o realizację celów). Są "wiktory pojntsy" jednakże chyba złem koniecznym, więc ten grzech przyjdzie Ci wybaczać, drogi planszówkowiczu, często i gęsto.

10. Prototyp wygląda lepiej niż produkt finalny.

To jest grzech który was, moi drodzy, z pewnością nie dotyka zbyt często bo jeśli nie jesteście recenzentami, nie pracujecie w wydanictwie lub nie macie znajomego autora - nie oglądacie zbyt często prototypów. Raz na jakiś czas, bywa że prototyp oglądnę. Są w nim zazwyczaj umieszczone grafiki, do których autor gry praw nie posiada ani nawet w swych snach najśmielszych ze, względu na kondycję finansową, posiadać nie będzie. Najprostszym patentem jest oglądanie filmów o porządanej tematyce, i robienie zrzutów ekranów stop klatek. Potem po szybkiej obróbce w gimpie czy innym paincie mamy gotowy element do gry. No więc, imaginujcie sobie, czytelnicy moi piękni i pachnący niczym kwiatek, że oglądam taki prototyp a potem oglądam finalny produkt (lub czasem nawet na odwrót) i... czegoś brakuje. Oryginalnie bardzo mroczna gra robi się nagle bardzo lekuteńka albo grafiki są okaleczone. Zdzwilibyście się gdybyście zobaczyli nieraz jakie genialne prototypy potrafią zrobić autorzy, a wydawcy na spółkę z grafikami pięknie im koncepcyję spartolić :)

To już wszystko na dziś. Dziękuję, że się wam chciało czytać i dobrnąć do końca. Może, któregoś dnia na tym blogu, uraczymy was czymś więcej niż narzekaniami ;)

Sezon drugi tuż tuż

(oryginalnie opublikowane przez Jacka na boardgamegeek: 11 lipiec 2012) 

Jak w tytule notki - Sezon drugi naszego programu nadciąga wielkimi krokami. Odcinki kręcimy już od jakiegoś czasu i już wkrótce wyjadą z montażu śliczne i pachnące farbą drukarską ;) Zanim jednak zobaczycie choćby pierwszy odcinek postaram się naświetlić wam czego możecie się spodziewać po drugim sezonie. Oto krótka lista:
1.Recenzje - dużo recenzji, rozbitych na 3 bloki tematyczne. Podstawowe dobrze znane BGF, BGF Kids oraz BGF Party. Dla każdego coś miłego. W studio leży wielka hałda gier a ja wraz z wierną ekipą testerów przekopujemy się przez nie. A wierzcie mi jest się przez co przekopywać. Wciąż mamy mnóstwo tytułów z poprzedniego sezonu a wydawcy wciąż wysyłają nowe. W tym sezonie napewno zobaczycie Eclipse, Warrios and Traders, Lubelski Lipiec, drugi dodatek to TI: Shards of the Throne, Władcę Areny oraz wiele wiele innnych. Paczki płyną do nas wartkim strumieniem ;)
2. Relacje - odwiedziliśmy już Krakowską Gralicję oraz Tarnowski Imagicon. Poprowadziliśmy parę turniejów, skręciliśmy wywiady z interesującymi osobami oraz świetnie bawiliśmy się z innymi planszówkowiczami. Zapowiada się, że w tym roku odwiedzimy jeszcze parę innych ciekawych festiwali (może nawet za granicą ;> żeby dorwać dla was informacje niedostępne nigdzie indziej.
3. Wywiady - jesteśmy już po rozmowach z paroma świetnymi autorami gier planszowych (zarówno wydanych jak i nie). Postaramy się od tych ludzi wydrzeć dla was sekrety ich warsztatu oraz ciekawostki na temat ich gier. Nie wiele jeszcze możemy powiedzieć ale będzie nieźle ;)
4.Nowi Współpracownicy - nawiązujemy współprace z nowymi wydawnictwami aby recenzować jeszcze większe spektrum gier dla was. Pojawią się również współpracownicy zagraniczni a z nimi atrakcyjne tytuły, które do tej pory mogliśmy recenzować tylko w snach ;P
5. Patronaty Medialne - przygotujcie się na mnóstwo sneak-peaków, przedpremierowe recenzje oraz wywiady. Oczkiem w naszej głowie będzie w tym sezonie gra Władca Areny, która stanowi unikalną pozycję na naszej rodzimej sceny. Rozszerzające się grono fanów tego tytułu będzie wniebowzięte widząc efekty naszej współpracy z jej autorem.
6. Konkursy - Wygraj sobie grę !! W tym sezonie, jeszcze więcej konkursów i jeszcze więcej nagród. Wydawcy jeszcze chętniej przekazują gry na nagrody więc będzie mnóstwo okazji by dostać gry całkiem za darmo. Spodziewajcie się nagród od Portalu, Trefla a także... aż tyle nie mogę wam zdradzić :)

Już od dobrych paru tygodni, jeździmy z kamerą gdzie popadnie i muszę przyznać, że stęskniliśmy się za wami tak samo jak Wy za nami.

Trauma recenzenta - część druga.

(oryginalnie opublikowane przez Jacka na boardgamegeek: 23 maj 2012)

Minął już jakiś czas odkąd Piotr opisał wam pewnie nieprzyjemności związane z organizacją programu. Zdaje się, że przyzwyczailiśmy się już do tego, że gramy w to co musimy wtedy kiedy musimy. Do redakcji dawno nie przyszła też żadna gra na którą, patrzylibyśmy z obrzydzeniem. Żyć nie umierać ? Nie.

Od pół roku próbuję się z chłopakami umówić na posiedzenie przy Twilight Imperium. Nie da się. Ze smutkiem zauważam, że więź emocjonalna z naszymi ulubionymi tytułami osłabia się. Nowe tytuły przychodzą i odchodzą. Swojego czasu na stole królowała Gra o Tron. Już prawie zdążyliśmy się do niej mocno przywiązać. Prawie. Nadeszły kolejne paczki i Gra o Tron musiała przenieść się na półkę.

Eclipse stoi już na półce około 4 miesięcy. Przez ten czas zdążyłem w niego zagrać JEDEN raz. To świetna gra i mam wam naprawdę mnóstwo do powiedzenia na jej temat. Nie mogę tego jednak zrobić puki jej dobrze nie ogram. Gdy zbliża się data premiery bywa że gramy jak opętani. Parę razy dziennie - codziennie. Chcę być pewny, że wiem o czym mówię. Chcę zjeść zęby na grze zanim zaproponuję ją widzom. Nie ma recenzji na pół gwizdka. Zawsze dajemy porady związane ze strategią w danej grze - gdybyśmy produktu nie ograli, każdy z was wiedział by to sekundę po zakupie swojej kopi gry. Parę razy "złapałem" internetowych recenzentów na takich niedociągnięciach, zobaczyłem że nie ograli danej gry a chcieli mi o niej opowiedzieć. Nieładnie, Panowie. Sam też nie jestem święty - odcinek o Zimnej Wojnie wymagał niezłej erraty. A wystarczyłoby się wyspać przed nagraniem...

Bywa, że kolejka gier do recenzji musi nagle się zmienić - z dnia na dzień. Recenzję gry Alcatraz mieliśmy dla was nagrać jeszcze w zimie. Chłopaki jeszcze grę ogrywają ale już mam swoje zdanie od dawna. Czemu nie kręcimy? Dwa powody: Premiery i Uprzejmości. Gdy wiemy, że na rynek tuż tuż wejdzie nowa gra, czasami musi rzucić wszystko co robimy żeby ją szybko dorwać i ograć. Ludzie czekają na premierę produktu i wiemy, że głośne premiery muszą być recenzowane szybko i sprawnie. Konwój portalu udało się szczęśliwie zrecenzować jeszcze przed premierą dzięki różnym uprzejmościom. Robiąc program zależy nam na dobrych kontaktach z wydawcami (w końcu to oni dostarczają gier). Chcemy być wobec nich w porządku. Robimy sobie nawzajem różnego rodzaju przysługi, wymieniamy miłe gesty. Bilans tych uprzejmości czasami wymusza na nas nagłe i brutalne zmiany w kolejności nagrań. Przez przyzwoitość nie możemy, odmówić jakiejś prośbie. Innym razem to wydawcy dochodzą do niedającego się zaprzeczyć wniosku że "chłopaki z BGF są ok" i nie mają wyboru - gry (i nie tylko) sypią się jak z worka :) 
 
Z pewnością przyjdzie dzień w którym, nie będę się tym wszystkim w ogóle przejmować. Rutyna prowadzenia tego programu podniesie umiejętność organizowania swojego czasu do takiego stopnia, że będą z łatwością ogarniać wszystko. Już to widzę... Niestety do tego czasu moje kochane Twilight Imperium będzie grzać półkę :)

Nasz weekend majowy

(oryginalnie opublikowane przez Piotrka na boardgamegeek: 11 Maja 2012) 

 W tym roku spędzaliśmy weekend majowy u przyjaciela w Mysłowicach. Jak się domyślacie nie obyło się bez
wzięcia „paru gier” planszowych. Do tej pory nie wiem jak to wszystko się zmieściło – jechaliśmy w pięć osób i wieźliśmy milion ton jedzenia…

Do bagażnika trafiły: „Gra o Tron” 2ed., „Posiadłość Szaleństwa”, „Eclipse”, „K2”, „Carcassonne”,
„W Zakładzie. Lubelski Lipiec 80’”, przedpremierowa wersja „Konwoju” plus „Top a Top” i „Jungle Speed”.
W związku z tym jak się domyślacie weekend szybko przerodził się w imprezę „boardgames & BBQ”. Tryb życia wyznaczały karkówka, kiełbaski i gry planszowe plus odrobina Fight Night na PS3 (swoją drogą świetna gra!).

Hitem okazała się kupiona przeze mnie jakiś czas temu „Posiadłość Szaleństwa”. Od pewnego czasu jesteśmy (nie Jacek) wkręceni w Arkham Horror, tak więc domyślacie się, że Posiadłość zrobiła na nas dobre wrażenie.
Rozegraliśmy trzy emocjonujące partie. Strażnik Tajemnic dwoił się i troił, żeby przycisnąć graczy i nie pozwolić im rozwikłać historii. Wygrał dwa razy, raz wygrali gracze. Przyznam, że gra jest klimatyczna, ma odpowiednią dawkę przemocy i pozwala lepiej niż Arkham Horror wczuć się w rolę badaczy. Ale jeśli pogracie w nią wiele razy – scenariusze szybko się skończą.

Gry imprezowe jak zwykle spełniły swoje zadanie! Słyszałem opinie, że TopATop jest słabe, ale my przekonaliśmy się na własnej skórze, że warto mieć tę grę! Zapewnia dużą dozę śmiechu

Jednak najbardziej epickim momentem był pojedynek bokserski Andrzej Gołota – Mike Tyson. Jacek prowadził
naszego wielkiego mistrza przeciwko mojemu Tysonowi. Niestety, jako, ze Andrzej to postać zrobiona
przez jakiegoś fana miał statystyki 100/100 (ku mojemu niezadowoleniu)! Co więcej szybko odkryłem, że
właściwie się nie męczy ! Wymiana ciosów była ostra. Co chwilę było słychać wrzaski Jacka (andrzej!andrzej!
andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!
andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!
andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!andrzej!
andrzej!andrzej!andrzej!andrzejkuuu! endrju! andrzejku skarbie, dalej andrzejku , Andrzej, nie, nie, nie!) kiedy prawie udało mi się go posłac na deski. Jednak nasz dzielny mistrz w końcu dopadł zmęczonego Mike Tysona i ostatnie trzy z dziesięciu rund należały do niego. Przez co, przyznaję to z niezadowoleniem, przegrałem decyzją sędziów. Potem był jeszcze pojedynek Andrzeja z Evanderem Hollifieldem i Muhammedem Alim, ale również skończył się porażkami obu pięściarzy. Andrzej przeszedł do historii tego weekendu jako niepokonany mistrz!

Tymczasem po „wkuciu” nowego mistrza weekendu majowego w wirtualnym boksie wybraliśmy się na siłownię i basen. W końcu trzeba od czasu do czasu wypocić te kilogramy mięsa i rozruszać zastane stawy od pochylania się nad planszą Jacek ciężko pracował na siłowni w kłębach unoszących się w powietrzu oparów testosteronu, a ja tymczasem katowałem się przepływając kolejne długości na basenie.

Ostatecznie trzeba stwierdzić, że weekend był bardzo udany! Pojedliśmy, pogadaliśmy, pograliśmy ! A Wy jak spędziliście swój weekend majowy? Jakie wzięliście gry ?

Wycinanki wyklejanki

(oryginalnie opublikowane przez Jacka na boardgamegeek: 24 kwietnia 2012)

Jaki czas temu byliśmy, jak wszyscy wiecie, z wizytą w Wydawnictwie Portal. Z biura wyszliśmy obładowani grami także już w naszym wozie transmisyjnym (tak, tak moi drodzy mamy coś takiego ;> zaczęliśmy dzielić łupy pośród kamratów. W tychże łupach znajdowały się również startery do Ns tactics i wpadliśmy jak śliweczka w babciny kompocik.

Od dwóch tygodni wszyscy tylko malują, sklejają i wycinają makiety. Mam w domu tyle rozpuszczalników, farb i innych chemikaliów, że do kompletu brakuje mi tylko grupy operacyjnej CBŚ wycierającej moją twarzą podłogę pod zarzutem prowadzenia fabryczki narkotyków lub bomb. Wszędzie unosi się miły zapach werniksu do figurek i wikolu. Zabawy jest co nie miara.
Z tego wspieranego ulatniającym się cyjanowodorem oraz xylenem amoku modelarstwa wyrwał mnie wczoraj mail do Scorna z Portala. To był konwój. "Szybko, do jakiegoś punktu ksero czy coś w ten deseń !!" - zakrzyknąłem. Po przydługiej sesji z nożyczkami i wikolem mam przed oczami gotowy produkt. Teraz pora na refleksję.

To jest świetne! Pomyślcie. Gdy idę do sklepu kupić grę to jedyne co z nią muszę zrobić to 1) popłakać przy pamiątkowych zdjęciach wydanych na nią pieniędzy 2) wypchnąć sztony z ze sztancy 3) włożyć karty do koszulek 4) czasem wyciąć jakieś figurki ale już coraz rzadziej. Gdy dostaje grę w formacie print and play sprawy mają się inaczej. Muszę ją zrobić od początku do końca. Jest w takim wypadku mniej lub więcej majstrowania a gra wygląda dokładnie tak jak tego chciałem (albo raczej "dokładnie tak jak mi się udało"). Jest w tym coś z powrotu dzieciństwa ale na zupełnie innym niż dotychczas poziomie. Gry są często zabawkami dla dużych chłopców. Szczerze mnie cieszy gdy chłopiec przed grą może sobie dodatkowo pomajesterkować i czymś upaćkać ;)

Dla tych z was którzy już pragną się upaćkać choćby po łokcie, przykleić sobie palce do powiek Kropelką i spędzić cały dzień na podłodze wycinając kartoniki... Naprawdę świetna lista gier do druku.

Trauma recenzenta

(oryginalnie opublikowane przez Piotrka na boardgamegeek: 19 kwiecień 2012)

Jak tylko powstał pomysł na program szybko przystąpiliśmy do realizacji. Paru z nas już pracowało przy kamerach – doświadczenie miało zaprocentować. I tak recenzje zaczęliśmy od naszego wspólnego numeru 1 : Twilight Imperium. Potem powstał pewien problem! Mamy za mało swoich planszówek, żeby wystarczyło na kolejne odcinki. Co tu zrobić?! Postanowiliśmy napisać do polskich wydawców. Koniec końców robiąc program o grach nie da się uniknąć rozmów z wydawnictwami. Po różnych perypetiach zaczęły do nas spływać planszówki.

Kiedy robicie program o planszówkach szybko wyleczycie się z tego, że im więcej gier tym lepiej. To pierwszy szok, który przeżyliśmy. Fizycznie nie wystarczy Wam czasu, żeby być na bieżąco z nadsyłanymi tytułami. Tworzy się listy, kolejki, zapisy na terminy – kalendarz kwiczy, a my załamujemy ręce. Żeby tego było mało nagle spostrzegliśmy się, że nie mamy kiedy zagrać ze sobą „tak normalnie”. Wiecie, tak dla relaksu, bez presji czy myślenia o „kolejce”, o tym stosie piętrzącym się na półce. Absolutny szok numer dwa. No ale jak już powiedzieliśmy A, to trzeba powiedzieć i B. Twardo postanowiliśmy robić program porządnie, tak żeby każdy widz był zadowolony. No więc gramy w te gry dalej. I co się nagle okazuje? Spełnia się największy i najgorszy koszmar recenzenta! Przychodzi słaba gra. Widzicie, wszystko jest cacy do momentu, kiedy nadsyłane gry trzymają poziom. Wszyscy przy stole się bawią, wymieniają uwagami, komentują, słowem: jest zabawa. My mamy czyste sumienie i śpimy spokojnie, bo wiemy, że i my i wydawca będzie usatysfakcjonowany. W momencie kiedy dostaliśmy naszą pierwszą słabą grę zgłupieliśmy.

Późne popołudnie, we cztery osoby siadamy do stołu. Od początku rozgrywka się nie klei, każdy nudno wpatruje się w planszę, emocje jak na rybach. Mijają minuty, rozgrywka się kończy i słychać tylko chór niezadowolenia. No nic, nie zrażamy się, gramy z kamerzystą Pawłem. On już po drugiej turze jest wybitnie zdegustowany. Powoli zaczyna się wkradać panika. Co zrobić? Wydawca przesyła grę licząc na pozytywną recenzję – a tu klops. Gra jest bardzo słaba! Więc siedzimy z Jackiem i myślimy, co tu zrobić. Z jednej strony nie wypada powiedzieć, nie kupujcie! Z drugiej jesteśmy to winni widzom i swojej rzetelności, o sumieniu już nie wspominając. Pojawia się presja, której szczerze powiedziawszy się nie spodziewałem. Jakoś wydawało nam się, że każdy wydawca wie jaką grę wydał i słabych tytułów nie będzie przysyłał. Myliliśmy się.

Po długiej debacie co zrobić, wielu za i przeciw, powiedzieliśmy: nagrywamy. I nagraliśmy. Co z tego wyjdzie? Sami ocenicie niebawem!. 

Jak to się zaczęło ... i po co ten blog ?

(oryginalnie opublikowane przez Jacka na boardgamegeek: 18 kwietnia 2012)

Moja przygoda z planszówkami sięga jeszcze zamierzchłych czasów Magi i Miecza. Wtedy to jako ledwo jeszcze czytający dzieciak patrzyłem zazdrośnie na starszych kolegów pykających w tą niezwykłą grę. Jak tylko nauczyłem się czytać sylabami namówiłem matkę aby mi też kupiła... z taką prędkością czytania rozgrywka trwała godzinami.

Później nadszedł czas RPG, który poświęciłem sporą część mojego życia snując się po konwentach. Gry planszowe pojawiały się wtedy w okół mnie rzadko ale miałem okazję na własne oczy widzieć narodziny Neuroshimy Hex a także być świadkiem wzrostu takich firm jak REBEL czy Galakta. Piękne to były czasy gdy ludzie pierwsze partie w polsce w Jungle Speeda grali w wojskowych chełmach ;). "Kiedyś było lepiej - teraz jest gorzej" tak powtarzam tym co się nie zdążyli oczytać Magii i Miecza a także magazynu Portal. Gdy ja jako gołowąs odkrywałem Warhammera i Shadowruna inni nad moją głową snuli opowieści o Kryształach Czasu i Oku Yardesa. Piękne to były czasy, smoki łaziły po ziemi - "każdy miał, Panie prace nie to co teraz" ;)

Ale w ogóle co was to obchodzi ? No nic was to nie obchodzi wszystko bo to są moje prywatne wspominki a niewiele ma to wszystko wspólnego z programem. Więc do rzeczy. Pewnego pięknego dnia zatęskniłem za tym wszystkim już jako odrobinkę starsze dziecko i zachciało mi się sesji RPG. Sesji RPG nie dostałem ale okazało się że w przez te wszystkie lata za moimi plecami niejako wyrósł cały monolityczny świat gier skrzący się obsydianowym blaskiem big boxów ffg, syczący europejskimi wyziewami, nęcący syrenim wdziękiem marynarzy ach! Nim się zorientowałem z mojego portfela wyparowała cała wypłata a dom był pełen pudeł. Któregoś pięknego dnia, spotkaliśmy się ze starą ekipą (starsze= lepsze) pograć sobie w Twilighta. Kiedy memlałem poraz setny chłonnym uszom neofitów zasady tej zacnej gry, mój dobry znajomy Artek* beknął we mnie filozoficznym pytaniem - te, nie chciałbyś prowadzić o tym programu ? Było oczywiste że "no proste, że bym chciał" . Stara ekipa powiedziała, że robi w telewizji TVnet i że będzie przepięknie i że zobaczę że będzie właśnie tak (przepięknie). Od tego momentu trwa mój płomienny pornograficzny romans z obiektywem kamery kamerzysty Pawła.

To było tytułem wstępu do całości tego skromnego blożka. W przyszłości wraz z Piotrem (szef planu oraz sekretarz redakcji) będziemy wam tutaj naświetlać przeróżne sprawy. Z pewnością będziemy wam naświetlać kulisy powstawania programu, proponować przeróżne konkursy a także postować inne materiały związane z planszówkami i programem, które z różnych względów nie pojawią się w programie. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie do nas private'y na bgg! Postaramy się na wszystkie pytanka odpowiadać na łamach tego bloga ;)

Lubcie nas na fejsbuku!!
*Artek jest autorem naszego intro i na wpół spełnionym muzykiem Jazzowym (jeśli was to interesuje).